04.09.2020

MARKETING, HR

Prawo autorskie w edukacji – o czym pamiętać wracając do szkoły

Tym razem epidemia koronawirusa nie odsunie od uczniów perspektywy powrotu do placówek oświatowych. Niezależnie jednak od sposobu nauczania, nie należy zapominać, że proces edukacyjny jest pełen prawa autorskiego i możliwości jego naruszenia. Jak nie pogubić się w gąszczu przepisów?

 

ETAP I: Przygotowania

Końcówka sierpnia kojarzy mi się z gorączkowym poszukiwaniem pomocy naukowych. Wyposażenie piórnika czy zeszyty to jedna sprawa. Trzeba jednak skądś tę wiedzę brać i tu pomocne okazują się podręczniki. Dość drogie i wystarczające właściwie tylko na jeden rok szkolny. Nie wszystkich rodziców stać na to, aby kupić cały zestaw nowych książek, dlatego wiele osób decyduje się na skorzystanie z ofert licznych giełd podręcznikowych lub punktów ksero. Należy w tym miejscu podkreślić, że kserowanie pomocy naukowych jest dopuszczalne przez polskie prawo. Oczywiście pod kilkoma warunkami. Pierwszym jest wynikające z art. 23 ustawy o prawie autorskim prawo do użytku osobistego. Zgodnie z tym przepisem możemy nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego (czyli publicznie udostępnionego, np. wydanego wcześniej w księgarni) utworu w zakresie osobistego użycia powstałej kopii, czyli np. skserowanego podręcznika. Przepis, swoim zakresem obejmuje „korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.” Bardzo ważnym zastrzeżeniem jest również zakaz komercyjnego wykorzystania takiego utworu. Dla przykładu, jeżeli pożyczymy książkę od koleżanki czy kolegi z klasy (stosunek towarzyski) i następnie skserujemy ją i będziemy z niej korzystali w celach naukowych – działamy w zgodzie z regulacjami prawnymi. Niedopuszczalna natomiast będzie sprzedaż tak powstałej kopii podręcznika. W popularnych punktach ksero (zwłaszcza tych znajdujących się w pobliżu uniwersytetów i szkół) coraz częściej można się natknąć na oferty sprzedaży skopiowanych pomocy naukowych. Jest to niedopuszczalne, o czym świadczy art. 35 ustawy o prawie autorskim, zgodnie z którym „dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy”. Słuszne interesy twórcy będą w tej sytuacji oznaczały wyłączne prawo twórcy do zarabiania na swoich utworach. Ciekawą interpretację takich praktyk można znaleźć w artykule „Nieporozumienia wokół reprografii” autorstwa Janusza Barty i Ryszarda Markiewicza – „Nie oznacza to (kserowanie podręczników przez punkty ksero – przyp. aut.) jednak zalegalizowania praktyki polegającej na prowadzeniu przez punkty kserograficzne podręcznych zbiorów książek do kserowania; dla tego rodzaju działalności niezbędne byłoby uzyskanie przez punkt kserograficzny czy jednostkę organizacyjną, w której strukturze taki punkt funkcjonuje, statusu biblioteki w rozumieniu obowiązującego prawa.”

 

ETAP II: Rozgrywka

Placówki edukacyjne, w tym biblioteki, mają zapewnione specjalne traktowanie na gruncie prawa autorskiego. Nie powinno to jednak nikogo dziwić ani oburzać. Cały system prawny oparty jest na ustaleniach dotyczących wagi dwóch (lub więcej) interesów. W tym wypadku na szali mamy przepisy z zakresu ochrony własności intelektualnej oraz prawo do edukacji i zdobywania wiedzy. Dobrze działający system jest w stanie pogodzić te żywioły, minimalizując straty po obu stronach. Wspominam o tym, gdyż nauczyciele bardzo często korzystają z różnych metod naukowych - niektórzy swoje lekcje obrazują filmami, inni robią kserokopię obrazu, o którym chcą opowiedzieć. Tu na pomoc przychodzi kolejna forma dozwolonego użytku - tym razem w wersji publicznej. Dozwolony użytek edukacyjny to jedna z postaci dozwolonego użytku publicznego – instytucji prawnej umożliwiającej nieodpłatne korzystanie z utworów bez uprzednio uzyskanej zgody ich twórców. W przeciwieństwie do użytku osobistego, którego natura sprowadza się do prywatnego korzystania z utworu, użytek publiczny zmierza do udostępnienia go nieograniczonej publiczności. Jego genezy należy szukać w Konwencji Berneńskiej (o ochronie dzieł literackich i artystycznych). Zgodnie z art. 10 „ustawodawstwo państw należących do Związku oraz porozumienia szczególne, istniejące lub zwarte w przyszłości między nimi stanowią o możliwości legalnego korzystania, w stopniu uzasadnionym przez zamierzony cel, z dzieł literackich lub artystycznych dla zilustrowania nauczania za pomocą środków publikacji, audycji radiowo-telewizyjnych, zapisów dźwiękowych lub wizualnych pod warunkiem, że takie korzystanie jest zgodne z przyjętym zwyczajem.”  W przełożeniu tego na polski grunt pomaga art. 27 ustawy o prawie autorskim, który jest niejako skrótem tekstu z Konwencji Berneńskiej. Skompresowanie tej normy prawnej doprowadziło do wielu wątpliwości interpretacyjnych. Niestety badania przeprowadzane na przestrzeni lat jasno pokazują, że nauczyciele nie odnajdują się w gąszczu przepisów i nie wiedzą co tak naprawdę im wolno, a czego robić nie powinni. Wyobraźmy sobie bowiem następującą sytuację. Nauczyciel np. języka polskiego proponuje uczniom wspólne obejrzenie filmu. I tak jak np. projekcja znanej ekranizacji lektury szkolnej będzie wypełniała cel dydaktyczny, to już obraz, który nie jest bezpośrednio związany z programem pozostawia pole do interpretacji. Bo z jednej strony nie wypełnia on podstawy programowej, ale z drugiej, może wywołać ciekawą dyskusję o formach wyrazu filmowego czy o kulturowych odniesieniach zwartych w samej treści. Granica pomiędzy dobrą rozrywką, a dobrą edukacją jest zatem niezwykle umowna. Tak jak już wcześniej wspomniałem, polskie prawo dopuszcza kserowanie podręczników, jednak pod warunkiem korzystania jedynie z „fragmentu” utworu, czyli np. kilku stron bezpośrednio odnoszących się do dydaktycznego celu konkretnej lekcji. Co za tym idzie, pedagog nie może wydrukować publikacji z internetu (choćby była tam legalnie umieszczona), a następnie rozdać uczniom. Może natomiast wskazać swoim podopiecznym adres „www”, pod którym znajdą legalnie zamieszczony tekst czy podręcznik – wtedy uczniowie będą mogli z niego korzystać na podstawie dozwolonego użytku osobistego, który nie zawiera ograniczeń do fragmentów utworów.

 

ETAP III: Finał

Czy zastanawialiście się kiedyś czy tzw. klasówki są objęte ochroną autorską? Ja szczerze przyznaję, że nie. Przyznanie statusu utworu, sprawdzianom przeprowadzanym na lekcjach wydaje się karkołomne, a jednak życie lubi zaskakiwać. Jakiś czas temu, w środowisku oświatowym rozgorzała dyskusja o udostępnianiu rodzicom sprawdzonych klasówek i kartkówek. Nauczyciele są do tego zobowiązani na podstawie art. art. 44e ust. 4 ustawy o systemie oświaty. Przepis ten stanowi, że sprawdzone i ocenione prace pisemne ucznia są udostępniane uczniowi i jego rodzicom. Co jednak w przypadku, gdy zestaw zadań, które belfer przygotował, jest na tyle kreatywny i indywidualny, że może stanowić odrębny utwór i wymagać ochrony praw autorskich jego twórcy? Sytuacja jest patowa, gdyż szkoły nie pozwalają rodzicom na np. kserowanie testów dzieci, a taka kopia może ułatwić uczniowi zrozumienie i poprawę popełnionych błędów. Argumentacja nauczyciela jest jednak dość konkretna i logiczna. Chodzi bowiem, o niewykorzystywanie cudzej pracy. Pracownik szkoły, któremu zależy na uczniach, będzie zapewne starał się układać ciekawe, rozwijające i kreatywne pytania. Moim zdaniem, świadczy to o poważnym podejściu do wykonywanego zawodu. W momencie, w którym screen takiej pracy trafia do sieci, inni mogą zacząć z tego dowolnie korzystać, tracąc tym samym szansę na indywidualne podejście do nauczania. Oczywiście można tu dyskutować o wyżej postawionym problemie wyboru i zadać sakramentalne pytanie, co jest ważniejsze - prawa nauczyciela czy edukacja dzieci. Niestety nie umiem jednoznacznie rozwiązać tak postawionego problemu. Należy jednak pamiętać, że w przypadku klasycznych prac pisemnych, które polegają na udzielaniu odpowiedzi na pytania lub zadania opisowe matematyczne, fizyczne czy z chemii, autorem, któremu przysługują prawa autorskie do testu, jest uczeń. To on „tworzy” właściwą treść takiego sprawdzianu i nie może być tu mowy o ograniczaniu do niego dostępu.

 

ETAP IV - Fiesta

Na szczęście szkoła to nie tylko sprawdziany i oceny. Zdarzają się przecież różnego rodzaju imprezy, a niektóre placówki mają nawet radiowęzły. W moim liceum, również taki był i jako wielki fan muzyki i szeroko pojętej kultury, oczywiście zasilałem szeregi radiowęzłowej ekipy. Nigdy nie zastanawiałem się jednak, czy to co robię jest zgodne z prawem autorskim. Istnienie radiowęzłów nie stanowi naruszenia przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych – takie stanowisko potwierdza ZAiKS[1]. Warunkiem koniecznym jest by jego fal nie dało się odbierać poza granicami szkoły.  Dodatkowo, radiowęzły powinny być skupione na emisji stacji radiowych, a nie muzyki odtwarzanej z plików czy platform streamingowych. Można o tym przeczytać w art. 24 ustawy o prawie autorskim, zgodnie z którym „wolno rozpowszechniać za pomocą anteny zbiorowej oraz sieci kablowej utwory nadawane przez inną organizację radiową lub telewizyjną drogą satelitarną albo naziemną, jeżeli następuje to w ramach równoczesnego, integralnego i nieodpłatnego rozpowszechniania programów radiowych lub telewizyjnych i przeznaczone jest do oznaczonego grona odbiorców znajdujących się w jednym budynku”. W przypadku szkolnych imprez, sprawa nie wygląda już tak różowo. Dyskoteki czy innego rodzaju spotkania nie są przecież bezpośrednio powiązanie z procesem edukacyjnym, a jest to warunek do bezpłatnego wykorzystywania odtwarzanych utwórów. Art. 31 Pr. aut, stanowi jasno, że „wolno nieodpłatnie publicznie wykonywać lub odtwarzać przy pomocy urządzeń lub nośników znajdujących się w tym samym miejscu co publiczność rozpowszechnione utwory podczas imprez szkolnych oraz akademickich, jeżeli nie łączy się z tym osiąganie pośrednio lub bezpośrednio korzyści majątkowej i artyści wykonawcy oraz osoby odtwarzające utwory nie otrzymują wynagrodzenia.”. Niestety w tym rozumieniu, „impreza szkolna” to np. apel, na którym obecne są władze szkoły. Wszelkie potańcówki, pomimo że nie są nastawione na zarobkowanie, muszą być poprzedzone opłaceniem stosownej licencji we właściwej Organizacji Zbiorowego Zarządzania, niezależnie od tego czy korzystamy z własnej składanki muzycznej, fachowego DJ-a czy zespołu.

 

 

Autor: Paweł Kowalewicz prawnik Fundacji Legalna Kultura

 

Publikacja powstała w ramach współpracy z portalem legalnakultura.pl 
- cyklu "W digitalu na legalu".
Fundacja Legalna Kultura buduje wspólnotę twórców i odbiorców kultury poprzez promowanie idei korzystania z legalnych źródeł – wartości i postaw ważnych dla wszystkich użytkowników kultury w cyfrowej rzeczywistości.

 

[1]https://zaiks.org.pl/192,154,27_wykorzystywanie_tworczosci_w_szkolach.st_2