PLAGIAT
Polskie prawo autorskie nie zna definicji plagiatu. Możemy się jedynie posiłkować art. 115 ustawy Pr. Aut., zgodnie z którym „kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.” Należy zatem uznać, że plagiat polega na świadomym i bezprawnym przywłaszczeniu autorstwa cudzego utworu, niezależnie od jego formy czy treści. Nie ma również znaczenia czy przywłaszczamy sobie autorstwo dzieła objętego ochroną prawno-autorską, czy też utworu, do którego prawa autorskie wygasły lub mamy do czynienia z tzw. utworami osieroconymi (prawa do nich prawdopodobnie nie wygasły, jednak nie ma możliwości dotarcia do ich twórców lub spadkobierców). Przechodząc płynnie do przykładów ze świata filmowego, nie sposób nie wspomnieć o filmie „Za garść dolarów” – znanego spaghetti westernu w reżyserii Sergio Leone i Clintem Eastwoodem w roli głównej. Film zebrał nawet niezłe recenzje, a reżyser został zasypany wiadomościami od fanów i ludzi ze środowiska. Jedna z nich, nadana przez Akiro Kurosawę miała brzmieć: „Dobry film, tylko że to mój film”. Chodzi o obraz pt. „Yojimbo”, który został nakręcony parę lat wcześniej. Kurosawa zażądał części zysków i finalnie sprawa zakończyła się ugodą opiewającą na 100 tysięcy dolarów i 15% udziale w zyskach.
AUTOPLAGIAT
Zgodnie z doktryną prawniczą autoplagiat to wielokrotne publikowanie tego samego lub w niewielkim tylko stopniu przetworzonego utworu, w warunkach wprowadzających w błąd, że jest to utwór po raz pierwszy rozpowszechniony. Co ciekawe autoplagiat nie jest plagiatem w rozumieniu prawa autorskiego, gdyż nie dochodzi do przywłaszczenia autorstwa lub wprowadzenia co do niego w błąd – twórca jest wszakże ten sam. Interesujące wytłumaczenie zjawiska autoplagiatu dostarcza Grzegorz Sołtysiak w książce pt. „Plagiat. Zarys Problemu” (Warszawa, 2009). Jego zdaniem definicją tego procederu może być sposób postępowania głównego bohatera „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Sprzedawał on bowiem psy, które wyszkolone w określony sposób, uciekały od nowych właścicieli i wracały do Szwejka. Dzięki temu bohater powieści Jaroslava Haška mógł je sprzedawać na okrągło. Przechodząc jednak do czasów bardziej współczesnych i skupiając się na tematyce filmowej, warto zwrócić uwagę na postać, która w środowisku uznawana jest za twórcę często korzystającego z własnego dorobku artystycznego. Mam tu na myśli Hansa Zimmera – znanego kompozytora muzyki filmowej. Przykładem zarzucanego mu powielania własnych pomysłów są soundtracki do filmów „Cienka czerwona linia” oraz „Pearl Harbor”. Pierwsza część „Tennessee” (utwór z soundtrack’u „Pearl Harbor”) i motyw z „Cienkiej czerwonej linii” brzmią niemal dokładnie tak samo. Drugi tytuł obraca się po prostu w bardziej ponurych i przygnębiających dźwiękach, pozostawiając film w nieco bardziej batalistycznej atmosferze. Kolejnym przykładem jest uderzające podobieństwo utworu „Time” z „Incepcji” oraz „Salomon” z filmu „Zniewolony. 12 Years a Slave”.
INSPIRACJA
Czymże by był przemysł filmowy bez inspiracji? Przecież to ona napędza kreatywność i pozwala na odsłonięcie głęboko zakorzenionych kodów kulturowych zbieranych przez twórców przez całe życie. Zapożyczenia czy nawiązania są rzeczą powszechną i tak jak już wspomniałem, moim zdaniem zjawiskiem raczej pozytywnym. Cała twórczość choćby Tarantino opiera się przecież na odtwarzaniu pewnych kalk i przekazywaniu ich za pomocą charakterystycznego dla tego twórcy języka. Weźmy na przykład klasyczny już obraz „Wściekłe Psy”. Film opowiada o szajce eleganckich przestępców, zajmujących się napadami na sklepy jubilerskie. Identyczną w formie opowieść dostarczył widzom również Ringo Lama w „Płonącym mieście”. To historia grupy rzezimieszków, którzy kradną klejnoty ubrani w podobne garnitury. Później, przestępcy znajdują się w fabularnym klinczu i wszystko kończy się krwawym finałem – zupełnie jak u Tarantino. Reżyser zresztą nigdy nie wypierał się takich inspiracji... Pomimo tego, że w Hollywood film uznawany jest za totalną „zrzynkę”, nigdy nie doszło do procesu, a zapożyczenia stały się swego rodzaju znakiem rozpoznawczym Quentina Tarantino.
Podobnie jak w przypadku plagiatu, polskie prawo autorskie nie poświęca utworom inspirowanym zbyt dużo uwagi. Art 2 Pr. Aut mówi, że „za opracowanie nie uważa się utworu, który powstał w wyniku inspiracji cudzym utworem.” No i to właściwie tyle. Dla porządku należy wspomnieć, że opracowanie to m.in. tłumaczenie lub adaptacja innego utworu. Utwór inspirowany jest z kolei dziełem samoistnym, posiadającym pełnię praw autorskich, a twórca ma prawo nim swobodnie rozporządzać. Z ciekawszych inspiracji na pewno warto wymienić słynną scenę z „Lśnienia”, w której wcielający się w głównego bohatera Jack Nicholson „otwiera” drzwi za pomocą siekiery. Kubrick inspirował się w tym przypadku sceną z filmu „Furman Śmierci (org. Körkarlen) – niemego, szwedzkiego obrazu z 1921 r. Za utwór inspirowany można już również uznać „Kształt wody” Guillermo del Toro. Twórca „Labiryntu Fauna” został pozwany o splagiatowanie sztuki „Let Me Hear You Whisper” z 1969 r. Sędzia nie zgodził się jednak z argumentacją strony powodowej i stwierdził, że „chociaż zarówno sztuka, jak i film opowiadają o pracownicy placówki naukowej postanawiającej uwolnić stwora, na którym przeprowadza się eksperymenty, jest to zbyt ogólny koncept, by mógł być chroniony prawem. To samo dotyczy faktu, że pracownica przejmuje się nieuchronną śmiercią obiektu i rodzi się między nimi więź. Po przeanalizowaniu fabuły, wątków, scenariusza w obu dziełach, sąd dopatrzył się jedynie niewielkich podobieństw – zbyt małych, by uzasadnić powództwo. Nie powinno być jednak żadnych wątpliwości, że del Toro inspirował się sztuką Paula Zindela – co, jak wspomniałem wyżej, nie jest niczym złym, a zwłaszcza nielegalnym.
TWÓRCZOŚĆ RÓWNOLEGŁA
Twórczość równoległa to bardzo delikatny i rzadko poruszany temat. Wyobraźmy sobie bowiem, że dwie nieznające się osoby, niemające ze sobą żadnego połączenia wpadają na taki sam pomysł i przystępując do jego twórczej realizacji. Niemożliwe? Jak się okazuje takie sytuacje się zdarzają. O twórczości równoległej wypowiedział się nawet Sąd Apelacyjny w Warszawie, który stwierdził, że „Nie jest plagiatem dzieło, które powstaje w wyniku zupełnie odrębnego, niezależnego procesu twórczego, nawet jeżeli posiada treść i formę bardzo zbliżoną do innego utworu. Możliwe są sytuacje, w których dwóch twórców, niezależnie od siebie, wykorzystuje w utworze ten sam pomysł i opracowuje go przy użyciu bardzo zbliżonych środków artystycznych, zwłaszcza jeżeli dzieła dotyczą tego samego tematu albo tematów bardzo zbliżonych.” (Wyrok z dnia 15 września 1995 r., I ACr 620/95). Warto również dodać, że każdy z tak stworzonych utworów jest chroniony prawem autorskim i równoprawnie występuje w obrocie rynkowym.
GHOSTWRITING CZYLI AUTOR-WIDMO
Ghostwriting zostawiłem sobie na koniec, gdyż jest to trochę inna kategoria. Generalnie mamy tu do czynienia z sytuacją, w której autorem utworu jest tak naprawdę twórca, któremu zlecono jego stworzenie, a następnie prawa autorskie zostały przeniesione na osobę, która będzie uznawana za autora. Zjawisko te, jest bardzo powszechne, zarówno w biznesie muzycznym (pisanie piosenek i tekstów na zamówienia), jak i w przemyśle filmowym (np. tworzenie zamówionych scenariuszy). Samo pojęcie zostało spopularyzowane przez film Romana Polańskiego pt. „Autor widmo”, opowiadający o brytyjskim pisarzu (w tej roli Ewan McGregor), który podejmuje się anonimowego dokończenia książkowych wspomnień brytyjskiego premiera.
Co ciekawe, zgodnie z prawem nie można zrzec się ani przenieść na inną osobę praw autorskich osobistych (umowami przenoszone są wyłącznie te majątkowe), co oznacza, że prawdziwy twórca konkretnego utworu na zawsze pozostanie jego autorem w świetle przepisów. Idąc dalej w analizę przepisów - czy przypadkiem definicją plagiatu nie było właśnie „przywłaszczenie sobie autorstwa bądź wprowadzenie co do niego w błąd”? No właśnie. Status prawy ghostwritingu do dziś pozostaje w sferze sporów, choć np. w środowisku akademickim korzystanie z usług autorów widmo uznawane jest za nieetyczne. W tzw. showbiznesie z kolei jest to zjawisko powszechne i dopóki będą ludzie skłonni zapłacić odpowiednią ceną za np. napisanie tekstu do utworu, dopóty taka działalność będzie się miała nieźle.
Autor: Paweł Kowalewicz Prawnik Fundacji Legalna Kultura
Publikacja powstała w ramach współpracy z portalem legalnakultura.pl
- cyklu "W digitalu na legalu".
Fundacja Legalna Kultura buduje wspólnotę twórców i odbiorców kultury poprzez promowanie idei korzystania z legalnych źródeł – wartości i postaw ważnych dla wszystkich użytkowników kultury w cyfrowej rzeczywistości.